Złoty w tarapatach

Oprac. e-sieci. na podst. Inwestycje.pl | 09/02/2009 10:32

W przeciągu zaledwie sześciu miesięcy polska waluta straciła na sile więcej, niż zyskała przez ostanie 3,5 roku. Na wartości tracą też inne waluty regionu (np. węgierski forint), ale skala deprecjacji jest znacznie mniejsza. Eksperci podkreślają, że nie ma podstaw fundamentalnych do tak silnej przeceny. Czy mamy zatem do czynienia z atakiem spekulacyjnym na naszą walutę?


REKLAMA




Przez niewiele ponad sześć miesięcy złoty najbardziej osłabił się wobec dolara, który kosztuje obecnie ponad 78% więcej niż pod koniec lipca 2008 r. Za euro płacimy dziś “tylko” ok. 46% więcej, a za franka - prawie 60%. Część ekspertów twierdzi, że tak silne osłabienie polskiej waluty to efekt ataku spekulacyjnego zachodnich instytucji finansowych. - Złoty zachowuje się znacznie gorzej niż waluty wielu gospodarek, które są w zdecydowanie gorszej kondycji. Istnieje więc podejrzenie, że jego wyprzedaż jest „wspomagana” przez dużych zagranicznych graczy – twierdzi Marcin R. Kiepas z X-Trade Brokers. Inne zdanie na ten temat ma Jacek Maliszewski z Alpha Financial Services, który twierdzi, że rzeczywiście mamy do czynienia z atakiem, ale raczej wewnętrznym niż zewnętrznym. - Kapitał zagraniczny atakował złotego mniej więcej do listopada 2008 r. Od tego momentu pałeczkę przejęły krajowe podmioty finansowe. Najprawdopodobniej dały się wciągnąć w spekulację. W każdym razie dziś obcą walutę kupują głównie polskie banki, zaś zagraniczne pomalutku walutę sprzedają i kupują za nią złotego. - Jeśli jednak giełdy zaczęłyby rosnąć, a złoty nadal by tracił lub się stabilizował, to dla mnie byłby to poważny sygnał, iż na jego trend wpływają siły nie do końca rynkowe – konkluduje Tomasz Marek z EFIX Polska.

Jak mocno może osłabić się złoty?
Złoty osiągnął już swoje dno, czy skala przeceny może być jeszcze większa? Na to pytanie próbują odpowiedzieć analitycy. Zdaniem Jacka Maliszewskiego, nie ma granicy osłabienia polskiej waluty. Ekspert podkreśla, iż w razie zmiany trendu, spadki kursów walut mogą być równie szybkie jak obecne wzrosty. - Osoby, które decydują się teraz na grę na wzrost kursu walut bardzo ryzykują. Podobnie jak osoby, które w czerwcu-lipcu przyłączyły się do gry na dalszy spadek kursów walut mocno ucierpieli (kredyty hipoteczne zaciągane we franku po kursie 2,00).
Marcin Kiepas z XTB potwierdza, że silne trendy mają to do siebie, że nie sposób przewidzieć gdzie nastąpi zwrot. - Doskonałym przykładem jest rynek ropy. Jakkolwiek cena baryłki powyżej 100 dol. wydawały się czymś absurdalnym w sytuacji, gdy czołowe gospodarki świata staczały się w kierunku recesji, to nie przeszkodziło to wywindować cen w okolice 150 dol. Sytuacja złotego jest analogiczna. I analogicznie też, gdy zmieni się trend, trzeba się liczyć z jego silnym umocnieniem. Zwłaszcza w pierwszej fazie – wyjaśnia ekspert XTB.

Co dalej?
Co można zrobić, aby zapobiec dalszemu osłabieniu rodzimej waluty i czy rząd jest w stanie skutecznie interweniować w tej sprawie? A jeśli nie rząd to kto? Zdaniem Tomasz Marka z EFIX Polska wpływ rządu na kurs złotego jest mocno ograniczony. Większe możliwości ma NBP, ale i jego aktywność w tym zakresie jest niewielka. Ekspert dodaje, że jeśli obecne osłabienie złotego jest efektem wycofania ogromnych kwot zainwestowanych w ostatnich latach w Polsce, to takie interwencje mijałyby się z celem.
Zdaniem Marcina Kiepasa, interwencje muszą być dobrze przygotowane, aby przyniosły zamierzony skutek. W przeciwnym razie oznaczają wyrzucenie pieniędzy w błoto. - W obecnej sytuacji dobrze przygotowana interwencja, musiałaby oznaczać wspólną interwencje banków centralnych z naszego regionu, przy wsparciu lub przy zapewnieniu potencjalnego wsparcia ze strony Europejskiego Banku Centralnego – podkreśla ekspert XTB. - Samodzielna interwencja NBP może przynieść oczekiwane skutki tylko wówczas, gdy powstaną warunki do zmiany trendu. Jednak nawet wówczas, bank centralny mocno by ryzykował, gdyby przystąpił do takich działań, bez zapewnienia sobie odpowiedniego zewnętrznego wsparcia.
Jacek Maliszewski uważa z kolei, że NBP wspólnie z Ministerstwem Finansów jest w stanie powstrzymać pęd spekulacji. - Wystarczy tylko kilka skoordynowanych w czasie wypowiedzi - czyli interwencje słowne. Kapitał spekulacyjny może się wtedy wystraszyć i zacząć realizować zyski, co doprowadziłoby do mocnego spadku kursów walut.